Trochę łagodności albo w biegu

with 11 komentarzy

zdjęcie zboża trochę łagodności w bieguPytają – co u Ciebie? Jak dajesz rade? Praca i zaczekaj… ile dzieci? Troje?

I co mam powiedzieć? Dobrze? Źle? W ogóle? Sama nie wiem.

Z dnia na dzień. Z potknięciami, ale bez wywrotek. Nie do końca ogarniając, w dobrych chwilach dając sobie prawo do niedociągnięć, w złych waląc głową w mur, że nie jest idealnie.

Są momenty, kiedy lista rzeczy do zrobienia rośnie tak, że papier nie wytrzymuje. Ani notatnik w telefonie… Potem lista się kurczy. Potem znów rozrasta. Skreślam, dopisuję. Znowu dopisuję. Startuję do biegu, choć obiecałam sobie zwolnienie.

Tak, to ja

Jeśli zastanawiacie się co to za matka zażarcie stuka w komputer w szatni w szkole – to ja, pracuję. Kto wpada po dziecko pół minuty przed 17.30, kiedy zamykane jest przedszkole i widzi, że jest ostatni i wszystkie dzieci poszły już do domu – też ja. I ja tłumaczę, że muszę zadzwonić do jednego pana i z nim chwilę porozmawiać i wtedy musi, no naprawdę musi, być przez chwilę cicho – siedząc w domu z dochodzącą do siebie po chorobie córką.

To ja w pracy wypijam kolejną kawę. Bo Najmłodszy znów się budził i wołał „mamo, mamo”.

O 21.30, kiedy próbowałam umyć włosy.

O 23, kiedy próbowałam zrobić zakupy przez internet.

O 1 w nocy, kiedy próbowałam spać.

I o 5.30, kiedy sen tak bardzo nie chciał odpuścić. Kiedy kołdra była taka ciepła. A noc taka głęboka, późnojesienna, nie zbliżająca się wcale do ranka.

„Mamo, mamo” Potrzebuję przytulenia. Utulenia do snu. Pogłaskania.

I kolejna kawa. Brak czasu, żeby pogadać. Tyle do zrobienia. Kawa. Biegnę na zajęcia pokazowe do przedszkola. Ale potem zamykam się w sypialni, żeby wysłać maila na czas. Przez godzinę udaję, że mnie nie ma.

„Mamo, mamo”

Średnia Córka biegnie w nocy. Zły sen. Nie może zasnąć. Kręci się kopie. Ja nie mogę zasnąć.

Córeczki, budzimy się – kilka godzin później. Przed 7. Budźmy się, znowu będziemy spóźnione. Do szkoły, do przedszkola. Jak się spóźnimy, dotrę później do pracy. Jak będę później, nie zrobię wszystkiego. I jak mam wyjść na czas żeby Was odebrać? I znowu bieg.

„Mamo, miałaś mi kupić nowy zeszyt.” Miałam. Miałam kupić też krem i maść dla Najmłodszego.

A tu nie można znaleźć butów zimowych. A tu urodziny koleżanki. Zebranie w szkole. Pokaz slajdów w przedszkolu. Termin w pracy. Korek po drodze.

„A co jest do jedzenia”

Uff, to mąż tym zarządza.

„Przypominam się z płatnością za zajęcia dodatkowe”. No tak… Przeoczyłam. Przedszkole, jedzenie, rada rodziców, stołówka,  co jeszcze? Kino, angielski, tańce, co jeszcze? O czymś zapomniałam?

Jedna sprawa do przodu, dwie do tyłu. Marzenie o przespaniu 8 godzin bez przerwy. Choć raz.

Kawa i cisza

Rozmowa telefoniczna. Fajny projekt i satysfakcja.

A na blogu cisza. Przez miesiąc.

Mózg mi się wyjaławia, pomysły które zwykle skaczą przestają przemawiać. Wieczorem oczy się kleją, chcę odpocząć i nie chcę sobie na to pozwolić, chcę pisać. Ale jak pisać kiedy mózg jeszcze bardziej się klei niż oczy.

Jak? Jak robić to wszystko? Nie robię. Tak jak może i Ty. Albo Ty. Tak jak inne kobiety.

Ale „Kocham Cię mamo. Jesteś najlepsza”

I jest pięknie.

Kiedy pierwszego dnia zajęć przyszłyśmy spóźnione do szkoły, malowałam obrazy tragiczne – spóźniła się, nie będzie miała z kim siedzieć, nie pozna koleżanek. Pytam – Jak było?

Super!

Żeby było super nie musi być super.

Może być czasem tak sobie.

Ważne jest „kocham Cię, Mamo”.

Spóźnienie bez spiny i nerwów w drodze może być lepszy od dogalopowania na czas.

Zapomnienie bez robienia sobie wyrzutów może być lepsze od próby zrobienia wszystkiego.

Łagodność. To słowo dla mnie.

Trochę łagodności.

Dla innych.

Ale przede wszystkim dla siebie.

A u Was jak? Biegniecie? Próbujecie zrobić wszystko? Zwolniłyście?

O już za chwilę na blogu kilka myśli o robieniu wszystkiego.