Początek blogowania – co mnie zaskoczyło?

with 12 komentarzy

zdjęcie komputera z napisem początki blogowania co mnie zaskoczyło matka w kratkę

Blogowanie, wpisy, fanpage – to była dla mnie czarna magia. Swój status na Facebooku aktualizowałam raz na pół roku. Żeby… Instagram? Nie zaglądałam. Twitter kojarzył mi się tylko z dyskusjami politycznymi. A Pinterest? No cóż, nie słyszałam…Serwer, hosting, domena? SEO, pozycjonowanie, zasięgi, unikalni użytkownicy? Nada.

I w jakiś dziwny sposób w tym wszystkim, zaczęłam pisać bloga (a dlaczego – na dniach wpis o tym). I zaczęłam odkrywać ten świat. Kim jestem, żeby pisać o początkach blogowania? Właśnie początkującą blogerką, która może szczerze i na świeżo napisać o pierwszych miesiącach. Dlatego piszę o czterech rzeczach, które mnie zaskoczyły na początku prowadzenia bloga. I dorzucam kilka słów o szkoleniu, w którym ostatnio miałam okazję wziąć udział – bo spotkania z innymi blogerami to też część blogowania!

4 rzeczy które mnie zaskoczyły, kiedy zaczęłam blogować

Przed skokiem na szeroką wodę poczytałam, poszukałam wiedzy. Ale i tak pewne rzeczy mnie zaskoczyły. Owszem, spodziewałam się ich w pewnym stopniu. Ale na pewno nie na taką skalę.

Blogowanie to wielki pożeracz czasu

Kiedy czytałam o ilości czasu potrzebnego na prowadzenia bloga, uznałam że owszem, na pewno czas jest potrzebny, ale… A teraz patrzę na siebie, czasem zarywającą noce na walkę z grafikami i wprowadzanie wpisów na bloga, odpowiadającą na komentarze na placu zabaw (zła matka:) i piszącą zamiast sprzątać (jeszcze gorsza:).

Same podstawowe czynności jak napisanie i wprowadzenie wpisu, zrobienie i znalezienie zdjęć, kontakt z czytelnikami na blogu (i na Facebooku), aktywność na innych mediach społecznościowych, promocja oraz samą naukę blogowania, są czasochłonne. A to tylko podstawa.

Z doświadczeniem na pewno coraz więcej rzeczy przychodzi łatwiej, robi się szybciej. Ale jeśli na początku myślisz, że coś zajmuje godzinę – to najpewniej zajmie dwie albo i trzy. A moja lista rzeczy do zrobienia i poprawek – póki co rośnie, a nie maleje.

I przyznam – patrząc na dużą aktywność niektórych blogerów parentingowych – chylę czoła i jednocześnie głowię się jak oni to robią!

Pisanie to mniejsza część blogowania

No właśnie. Jeśli uważasz, że pisanie to podstawa – to tak, ale też nie. Wpisy są bardzo ważne – po to ludzie otwierają Twojego bloga, to jest wartość jaką z niego czerpią.

Ale czytelnicy lubią też zdjęcia, estetykę podania tekstu.  A oprócz tego muszą jakoś dowiedzieć, że piszesz… A jak? Poprzez Twoją aktywność, chociażby w social media. I te wszystkie pozostałe czynności zajmują w sumie więcej czasu niż pisanie wpisów.

Apetyt rośnie w miarę jedzenie – czyli chcę żeby ludzie czytali mojego bloga

Możesz czytać mój wpis i myśleć – e tam, nie zależy mi na czytelnikach.

I tak może być. Mój mąż założył bloga po to, żeby spisywać wspomnienia i impresje, rodzaj pamiętnika do którego kiedyś zajrzą dzieci (Na Dzień Ojca okiem ojca). Nie chwalił się tym. Pisze w formie bloga – bo uznał, że to najlepszy sposób na zachowanie treści. A tak naprawdę – bo to elektroniczny gadżeciarz, więc pisanie zwykłego pamiętnika nie jest w jego stylu:). Nie mówiąc o tym, że nikt by nie odczytał jego charakteru pisma:) I takie podejście jest fajne i w porządku.

Ale jeśli piszesz, bo chciałabyś podzielić się czymś z szerszym gronem odbiorców –  to inna sprawa. Po pierwsze, dzielenie i dostarczanie (mam nadzieję) wartościowych tekstów jest wtedy sensem pisania bloga. A jak nikt nie czyta – to sens jakby mniejszy… Po drugie, im więcej pracy w bloga wkładasz, tym bardziej chcesz, żeby ktoś go czytał. Więc jeszcze więcej pracy i czasu wkładasz w promocję, poprawienie niektórych elementów bloga. I tym bardziej chcesz, żeby ktoś to dostrzegł. I tak dalej, i tak dalej.

Początek blogowania – nauka, nauka, nauka, szkolenia i konferencje

A jak tego dokonać? No właśnie – trzeba się dużo nauczyć . Początek – to bardzo dużo nauki. I tu znowu – spodziewałam się tego, ale chyba nie na aż taką skalę.

Zaczynając od samego stworzenia strony (ja to zrobiłam z kursem online, na odkrywanie wszystkiego samej zwyczajnie zabrakło mi czasu), poprzez wszystkie rzeczy techniczne związane z analizą, pisaniem wpisów i ich promocją.

Są szkolenie online dla blogerów, dużo jest też bezpłatnej wiedzy, nie mówiąc już o branżowych szkoleniach i konferencjach. Ale korzystanie z niej wymaga również czasu.

Szkolenie dla blogerów

Przez jakiś czas myślałam, że dla mnie – jako początkującej – to nie jest jeszcze moment na uczestnictwo w wydarzeniach dla blogerów. Ale właśnie niedawno zostałam zaproszona na szkolenie organizowane przez Performics dla blogerów. I już widzę, że zaoszczędzi mi to trochę czasu. Cały dzień spędziłam w Mordorze (a udałam się tam pierwszy raz po rozpoczęciu przerwy w pracy związanej z urodzeniem Najmłodszego), ale wyszłam zadowolona.

Po pierwsze – agenda dotycząca bardziej technicznych kwestii związanych z prowadzeniem bloga. Dla mnie najciekawsza była część poświęcona Google Analytics (prowadzona bardzo praktycznie – bo na przykładzie jednego z blogów uczestniczek) oraz SEO (co i jak).  Wiadomo, nie wszystko było nowością.  Ale można było dowiedzieć się nowych rzeczy, uporządkować rzeczy znane i wynieść coś dla siebie. Widać, że prowadzące dziewczyny działają i wiedzą o czym mówią.

Po drugie – szkolenie dało możliwość połączenia treści przekazywanych przez prowadzących i wiedzy uczestników. Na szkoleniu były osoby początkujące – jak ja, ale też bardziej doświadczeni blogerzy. którzy chętnie dzielili się swoją wiedzą, mówili z jakich narzędzi korzystają, na co zwracają uwagę. A w małej grupie (zebrało się nas 10 osób) było to możliwe!

Po trzecie – luźna forma prowadzenia szkolenia, dyskusje, praca nad rzeczywistymi kwestiami, a nie suche informacje i okrągłe zdania. Każdy mógł zadać swoje pytanie i tak robił.

Po czwarte – poważne potraktowanie szkolenia, uczestników i tematu.

Po piąte i ostatnie (ale bardzo istotne) – możliwość poznania innych blogerów, a raczej blogerek:) Wymiana doświadczeń z innymi na żywo – bezcenna!

Nie byłam jeszcze na żadnej konferencji dla blogerów, ale to był niezły przedsmak. Więc jeśli uda mi się dostać na jakąś konferencję, zgrać terminy i opiekę nad dziećmi (co mnie pociesza – dzieciaci blogerzy dają z tym radę), na pewno będę korzystała z takich okazji!

 

Te cztery rzeczy naprawdę mnie zaskoczyły na początku blogowania. Sama jestem ciekawa jak na to spojrzę za pół roku i co się zmieni. Ale na początku na pewno trzeba być na to przygotowanym. Napiszę na pewno!