„Czy piski i wrzaski na placu zabaw są niezbędne? Czy rodzice nie potrafią zapanować nad swoimi dziećmi?” – to cytat z forum mieszkańców. Kiedy go zobaczyłam, zagotowała się we mnie krew. Ale powstrzymałam się od ciętej riposty.
A na forum rozgorzała dyskusja. „Dlaczego dzieci biegają po trawie? Przecież mają plac zabaw” (ten, na którym nie mogą krzyczeć). „Tatusiowie robią sobie boiska do piłki nożnej , dzieci jeżdżą rowerami po trawie”. I informacja o tym, że jakiś niepoważny ojciec bawił się z dziećmi w chowanego w krzakach. Co wywołało apel „Rodzice musicie „DOROSNĄĆ”.
Wciąż nie angażując się w dyskusję, próbowałam postawić się w pozycji osoby bez dzieci, której krzyki przeszkadzają. Która nie akceptuje biegania po trawie. Trudno mi było.
Pomyślałam o tym, jak nasze pokolenie było dziećmi.
Hałas na moim podwórku
Pamiętam, że na naszym osiedlu nie było domofonów. Kiedy potrzebowaliśmy czegoś od rodziców, zbieraliśmy grupę kolegów i koleżanek i wspólnie chórem wołaliśmy „mama, mama”. Różne matki wyglądały. Była szansa, że ta, którą wołaliśmy, również wyjrzy.
Jedną z ulubionych naszych zabaw była zabawa w „króla skoczka”. Polegała na rzucaniu piłką o ścianę bloku i skakaniu nad nią, kiedy odbijała się od ziemi. Gdy teraz myślę, nie wiem czy chciałabym być w pokoju, o którego ściany piłka uderzała. Ale nikt nam nic nie mówił.
Kiedy na osiedlu mojej Babci pojawiły się napisy „zakaz gry w piłkę”, nam, dzieciom wydawało się to niewyobrażalne, a dorośli kręcili głowami. Sąsiedzi plotkowali, że na podwórku mieszka jedna „stara wiedźma”, która nie pozwala na grę w piłkę.
Przed moim blokiem miało być boisko piłkarskie. Do jego założenia nie doszło, ale nie przeszkadzało to organizacji regularnych meczy na terenie. Meczy z dopingiem i emocjami. Cicho nie było. Dorośli nawet się nie krzywili.
Podobnie jak na zawody rowerowe. Każdy był Piaseckim czy Jaskułą – ówczesnymi topowymi kolarzami. Jak się spadło z roweru podczas „Wyścigu pokoju”, to się płakało – był wrzask.
Były konkursy na najgłośniejsze piski, były kłótnie i były emocje. Było dużo biegania wielkimi bandami i nawoływania się wzajemnie.
Moje pokolenie wspomina
Wspominam te czasy z nostalgią. I wiem, że nie ja jedna.
Z uśmiechem czytałam nostalgiczne teksty – jak ten u Anety Zając o tym, jak byliśmy pokoleniem niewychowywanych dzieci.
Obserwowałam popularność jaką osiągnął tekst „My dzieci lat siedemdziesiątych, osiemdziesiątych, dziewięćdziesiątych”.
Dzieci mają prawo się bawić
Dzieci nie były ciche i ciche nie będą. A jak będą – to jest przyczyna do niepokoju:)
Dzieci krzyczą, to ich forma wyrażania emocji. Gdzie jest dużo dzieci, tam jest dużo emocji.
Jak się przewrócą – to płaczą; jak coś zgubią – czasem też. Jak strzelą gola – to się cieszą. Jak zobaczą rodziców lub kolegów – to ich wołają. Jak zdarzy się coś śmiesznego – to się śmieją. Jak się bawią w berka czy chowanego – to krzykną „mam Cię” i policzą chórem do 10.
Jak zbiorą się w większą grupę, jak to na większym osiedlu często bywa, i każdemu przytrafi się choć raz jedna z wymienionych sytuacji – to na podwórku słychać krzyki.
Zniknęły budowy czy chaszcze, w których my się bawiliśmy z zapamiętaniem.
Zniknęły otwarte przestrzenie, po których można biegać, jeździć na rowerze i bawić się.
Nie ma drzew, na które można się wdrapywać.
Dzieci mają okrojone podwórka na osiedlach, na których budowane są jeszcze bardziej okrojone place zabaw. Zjeżdżalnia, karuzela, huśtawka i piaskownica. Cały świat.
Dajmy im być dziećmi na tym terenie.
Bo co to za dzieciństwo, kiedy nad każdym dzieckiem jak helikopter wisi jeden z rodziców i mówi „nie krzycz”, „bądź cicho”. Może od razu dać dzieciom tablet i wysłać je do domu – wtedy rzeczywiście cicho będą…
I patrząc na to można westchnąć „Ach, te dzisiejsze dzieci… nie bawią się tak jak my kiedyś…”
A dlaczego? Może, jak sugeruje Blog Ojciec współczesne dzieci zostały pozbawione czegoś bardzo ważnego. Może warto im być trochę samodzielnym, choćby pozwalając dzieciom samym wychodzić na podwórko.
A może trochę zrozumienia?
I żeby była jasność – mam też zrozumienie dla potrzeby ciszy.
Jeśli widzę zabawę w piski dla samego piszczenia – sama proponuję inne możliwości. Obserwuję, czy w ramach zabawy dzieci nie zaczynają niszczyć zieleni czy innych elementów otoczenia. Tłumaczę w domu czy na spacerze. Zapewniam wyjazdy i spacery do miejsc, gdzie dzieci mogą się wyszaleć.
Ale też na podwórku staram się nie wtrącać za bardzo. Dać dzieciom trochę wolności i trochę odpowiedzialności.
Pozwolić samym organizować swoją zabawę, rozwijać wyobraźnię, a nie kończyć każdą zabawę, kiedy usłyszę jeden głośniejszy krzyk.
Rodzice musicie dorosnąć
Pamiętacie wpis z forum „Rodzice musicie dorosnąć”? A ja myślę, że to nie rodzice muszą dorosnąć. Rodzice muszą pozwolić dzieciom dorastać, rozwijać się, uczyć i bawić.
Nie, nie wyprowadzę się pod miasto, żeby dzieci mogły hałasować. Tak samo wiem, że Ty nie wyprowadzisz się do lasu albo domu, żeby zapewnić sobie ciszę, kiedy jej potrzebujesz.
Bo wieczorami w bloku słychać głośną muzykę. A na forum pojawiają się wpisy – „Kto robi taką głośną imprezie w trakcie ciszy nocnej”, „O drugiej w nocy są krzyki”. I nie mówię, że to te same osoby, które uciszały w trakcie dnia dzieci. Ale też – nie reaguję od razu na hałas. Przeszkadza mi on, ale daję ludziom prawo do zabawy, oddechu, czasem głośnego śmiechu. Mimo, że ma to miejsce w godzinach ciszy nocnej.
„Misia A, Misia B, Kto się ze mną bawić chce
Chodźmy na podwórko pobawimy się”
Jeśli tylko sąsiad pozwoli….